Zgodnie z kalendarzem mamy jeszcze przed sobą prawie miesiąc kalendarzowej zimy. Przynajmniej w teorii to prawdziwego i oficjalnego zakończenia zimowej pory jeszcze parę tygodni, ale wiosna już pierwsze biegowe forpoczty wypuściła. Ba, nawet tak się rozpędziła, że wyprzedziła i klasyczne przedwiośnie i parę dni za środkiem zimy na dworze nam klapnęła.

Tak sobie dumam, że nie jest to stan pogody, który by nas martwił, a wręcz przeciwnie ogromną radością i entuzjazmem nas napełnił. Tak nagle zrobiło się tak pięknie, że aż wszystkie nasze uśpione i z lekka podmarznięte w czasie zimy soki życiowe nagle się rozbudziły i popłynęły wartkim strumieniem, przez wszystkie nasze najważniejsze życiowe arterie i fragmenty ciała. Od razu cały zimowo-ponury nastrój prysnął, zmieniając się w radosny entuzjazm do ekstra działania nas napędzający. Od razu się chce i więcej i mocnej i szybciej i głębiej ( hmmm bez dwuznaczności, a może właśnie) i ogólnie więcej i w ogóle i w szczególe i wszędzie dookoła.

Oczywiście także dotyczy na naszej wielkiej tup pasji. Kiedy wiosenne promienie się pojawiają, to od razu poprawia się i humor i chęć do działania, w tym oczywiście także biegania. No więc, jak mawiali rzymscy klasycy łapmy wiosenną chwilę, bo nikt się nie dowie co nam jutro przyniosą Bogowie. Jakby nie patrząc w każdej chwili jeszcze zima może o sobie przypomnieć i tak nam przywalić, że aż zęby w podniebienie się wbiją. Dlatego póki możemy korzystajmy z uroków wiosny, co w naszym tup-znaczeniu można określić jako radosne pokonywanie kolejnych kilometrów promieniami słońca zdobionych. Właśnie w taką pogodę biega się najradośniej i najpełniej korzysta z tup-uroków. Dlatego korzystajmy, cieszmy się i biegajmy a słoneczne promienie niech nas poganiają. Od razu więcej niż standardowo kilometrów chce się robić, bo ich smak jest zupełnie inny. I dlatego tylko czekać na prawdziwy wysyp tuptających rodaków. Z wiosenną pogodą wszystko nabiera zupełnie innego blasku.