Pogoda ciągle rządzi i zimowe prawa trzyma. Co się dziwić. W końcu mamy środek zimy. A w końcu zimą, jak sama nazwa pory roku mówi powinno być zimno. Ale te zapowiedzi. Chociaż coś się zaczyna dziać in plus. Rankiem jak wychodziłem z domu było zimno, wietrznie i ogólnie paskudnie. No chyba, że ktoś taką właśnie pogodę preferuje. Moja wiara, że dojdzie dzisiaj do plus 3 praktycznie uleciała niczym bańka mydlana w przestworza, po czym rozprysła się na mrozie w tysiące zamarzniętych kropel. Ale kiedy doszedłem do pracy zauważyłem, ze na termometrze jest już „tylko” minus pięć. Czyli idzie do góry. Zgodnie z zapowiedziami ma dojść do plus dwóch. Ech te zapowiedzi. Ale stwierdziłem, ze wstrzymam się z komentarzami do popołudnia. Kiedy wrócę do domu będę mógł już więcej napisać. Gdyż obraz sytuacji, co do dzisiejszego dnia będzie już jasny i klarowny. Dzisiaj ogólnie dzień mało optymistycznie nastawiający do życia. Bo chociaż piątek, a to oznacza początek weekendu, to jednak mam pewne wątpliwości, czy uda mi się jutro dostać na Parkrun. Nałożyło mi się trochę spraw i może się okazać, że nie zdołam. A opuszczenie drugiego parkrunu z rzędu, to już ogromna strata dla moich akumulatorów i siły mentalno-psychicznej. No, ale na razie nie ma, co gdybać, a tym bardziej rozpaczać. Może jeszcze zajaśnieje słońce nad moimi jutrzejszymi planami.

W czasie dnia z pewną fascynacją ( wtedy kiedy miałem chwilkę czasu) obserwowałem zmiany pogodowe.Jak wspominałem, kiedy przyszedłem do pracy na termometrze widziałem temperaturę minus pięć. Potem, kiedy koło 10.00 jechałem do Klienta, to już było minus trzy. Kiedy od niego wróciłem kątem oka zauważyłem minus jeden. Ewolucja niesamowita. Kiedy wychodziłem z pracy nie zerknąłem co prawda na termometr, ale obserwując w czasie powrotu topniejący i trochę (nawet bardziej niż trochę) poszarzały śnieg, odnosiłem nieodparte wrażenie, że musi być w granicach zera. Czyli istnieje pewne prawdopodobieństwo, że w końcu do tego plus ileś z trudem, bo z trudem, ale dojdzie, A może tylko się doczołga?. Ale na obecną chwilę nie ma co zapeszać, tylko chuchać na śnieg, by szybciej topniał. Ale przy tych wszystkich plusach ciągle mam pewien wcale nie mały minus. Ciągle jeszcze nie wiem, czy jutro dam radę dojechać na Cytadelę. Może się okazać, że jutro rano będę w zupełnie innym mieście i gdzieś tam sobie pobiegnę, na nowych dziewiczych terenach. Ma to pewne plusy, jednak w tym przypadku minus jest zdecydowanie większy. Ale ciągle jeszcze tli się nadzieja, że może jednak uda się jutro w ulubionym biegowym miejscu pojawić. Nie jest może ona zbyt wielka, ale zawsze jakaś. Jak to mówi stare przysłowie czy może nie przysłowie ale ludowe rodaków powiedzenie „ pożyjemy zobaczymy”. Wieczorem się okaże. Przez tą sytuację, czuję zupełnie inną adrenalinę w dniu dzisiejszym. No ale jest siła wyższa, z którą nie sposób się spierać, tylko co zlecone, musi być wykonane. Chociaż będzie się walić, palić i ziemia się trzesła.