Zgodnie z zapowiedzią czas na drugi dzisiejszy wpis, już z gatunku klasycznego skrobania biegacza amatora. Robercie, wielkie dzięki za wysłanego SMS-a. Obawiam się, że jak co to będzie jeden, gdyż mam takie swoje trochę staromodne zasady, że sam na siebie nic nie wysyłam. Po prostu uznaję, że to mało etyczne i nie do końca wypada.

Cezary trzymamy kciuki za realizację wszystkich Twoich planów. Tak jak napisałeś, biegające karty w parkrun rozgrywce ciągle są na stole i może się zdarzyć, że jeszcze komuś innemu w pokera się ułożą i ktoś inny weźmie całą biegową parkrun pulę w bieżącym biegowym sezonie. Zawsze jest to dodatkowy smaczek do naszego „szaraczkowego”, za Wami biegania. Niezależnie kto kogo wspiera, z uwagą obserwujemy co się dzieje i dalej będzie się działo.

Trzymam kciuki za Twoje pomysły związane z promocją naszego ulubionego cyklu biegowego. Już nie raz pisałem, że jesteś zdolna „bestia”, więc coś czuję, że wpadniesz na odpowiedni promocyjny pomysł.

Obecne pisanie będzie trochę rwane i szarpane, takie jak pogoda dnia dzisiejszego. Musze przyznać, że mieliśmy dzisiaj istny pogodowy taniec z gatunku hołubca śnieżno-zachmurzonego. Przed południem, kiedy jechałem do klienta poza Poznań, to ostro sypiące płatki śniegu, nadawały mojej jeździe pewnego, trochę z gatunku horroru klimatu. Były momenty, kiedy możliwość widoczności była ograniczona do kilkunastu metrów przede mną. Do tego po bokach dumnie wyprężone drzewa, które w połączeniu z tak nieczęsto spotykaną pustką na drodze dawało odczucie osamotnienia i wyobcowania. Ale jak nie raz pisałem, jestem z natury samotnej natury, więc nie robiło mi to problemu, wręcz przeciwnie nadawało dodatkowego uroku wspomagając moją duszę nutkami nastrojowych melodii.

Jakimś cudem udało się wrócić, potem dotrzeć do domu, przebrać by pójść biegać i co? I śniegu brak, Tu i tam pewne białe fałdki i kupki gdzieniegdzie spoczywały , ale już nic z nieba nie sypało. Muszę przyznać, że byłem troszeczkę rozczarowany, gdyż uwielbiam biegać czując delikatnie schłodzone płatki na policzkach mi lądujące. Tak samo, kiedy lubię krople deszczu schładzające spocone w czasie biegu czoło. Jak kiedyś pisałem, miałem już przypadki biegu z środku burzy czy kiedy grad bił ostrymi lodowymi kulistymi szpilkami. Wiem, wiem zaraz ktoś powie, że to już nie jest normalne. No, ale my biegacze tak mamy, że na inne obszary normalności się wspinamy. I kto wie, czy to nie jest w tym wszystkim najpiękniejsze. Tak sobie porównuję wczorajsze i dzisiejsze bieganie. Wczoraj piękna wiosenna pogoda, dzisiaj lodowaty uśmiech zimy. Ciekawe co będzie jutro.

Ale zastanawiam się, czy powoli nie nadchodzi czas na zmianę wizerunku mojego bloga. Powoli zbliża się wiosna, więc chyba czas na zmianę mojej zimowej scenerii. Na Facebook-a, oraz inne strony, gdzie mogę zdjęcia dodawać wrzucam . Jest trochę bardziej wiosenny. Takie drobne pytanie: czy taka zmiana będzie odpowiednia, czy raczej pozostać przy „starej” wizualizacji. W końcu od czasu do czasu wypada coś zmieniać, ale czy taka zmiana będzie dobra? Oto jest pytanie. Do wiosny trochę nad nim podumam.