Temat, który został z pewnością trochę niechcący wywołany przez naukowców Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. Naukowcy wpadli na super pomysł opracowania ankiety, która zbada preferencję osób biegających w naszym kraju. Samej ankiecie nie można nic zarzucić, zresztą sam do niej link we wczorajszym wpisie wrzuciłem, jak i sam ją wypełniłem. Moje wątpliwości wzbudziło jedynie samo określenie kto to jest biegacz/biegaczka i jak zdefiniować osobę, która mniej lub bardziej rekreacyjnie, ale systematycznie kierując się jakimś określonym celem tupta, biega, zwał jak zwał.

Nasi naukowcy podążyli w kierunku samego biegania jako biegania. Czyli osoba biegająca jest to ktoś, kto przebiegł przynajmniej określoną podaną ilość kilometrów i wyrusza na tuptanie minimum określoną ilość razy w miesiącu. I tutaj myślę, że tkwi pewien błąd w rozumowaniu, ale jest on dla mnie zrozumiały. W końcu ankietę opracowywali naukowcy, specjaliści od „szkiełka i oka”, dla których źródło opracowania musi być policzalne i możliwe do zweryfikowania zgodnie z określonymi i narzuconymi z zewnątrz zasadami czy też standardami. Tyle, że są takie w naszym życiu obszary, których nie da się określić matematycznym stąd do dotąd i ani kroku dalej. I właśnie w moim odczuciu osoby biegające, do takiego obszaru się zaliczają.

Powiedzmy sobie szczerze, każda osoba w naszym, a nie tylko naszym kraju od czasu do czasu musi pobiec coś załatwić. A to autobus ucieka, a to sklep zamykają, a to pies na pogoni, a to ryba bierze, a my akurat poszliśmy za potrzebą czy do samochodu po piwo. I takich przypadków w roku może być sporo i tych zupełnie niechcący przebiegniętych kilometrów także nie mało. Ale czy to znaczy, że taka osoba jest biegaczem czy biegaczką? Raczej chyba nie, bo kiedy byśmy się spytali o przyjemność płynącą z takiego biegania, to raczej usłyszelibyśmy bardzo niecenzuralną wiązankę. A z drugiej strony komuś, kto regularnie biega może sie zdarzyć sytuacja losowa, która na miesiąc, a czasem i parę miesięcy wymusi biegową posuchę. A to kontuzja, a to wyjazd gdzieś, gdzie nie można biegać, czy inne trudne do określenia powody. Ale myśli i tęskni do biegania czekając na czas, kiedy znowu będzie mógł czy mogła zacząć.

Dlatego w moim oczywiście zupełnie subiektywnym odczuciu biegaczem czy biegaczką nie jest osoba, która z różnych powodów pokonuje tyle czy tyle kilometrów i raz na jakiś czas musi swoje cztery litery ruszyć do ostrzejszego ruchu do przodu. Osoba biegająca to ktoś, kto robi to systematycznie, czerpie z tego przyjemność, a przede wszystkim czuje, że tego potrzebuje. Opracowuje swoje plany i cele, które dzięki tym pokonanym kilometrom chce osiągnąć. I co najważniejsze czuje się biegaczem czy biegaczką i nie wstydzi się do tego przyznać. No i jeszcze do czasu do czasu zanudza znajomych biegowymi opowieściami. Bo kiedy czas zaszumi w głowie, kilometrowy świat nabiera treści, a w naszej duszy się tworzą biegowe opowieści. Taka własna przeróbka znanej piosenki. Dlatego nie wystarczy biegać, by być biegaczem czy biegaczką. Trzeba się nim po prostu czuć. I nie ma tutaj znaczenia ile tych kilometrów robimy i ile razy w tygodniu czy miesiacu ruszamy potuptać. Ważne jest to, że czujemy tego potrzebę.