Na początku jak zawsze w tym miejscu i czasie. Damianie z pewnością masz rację, tym bardziej, że używanie telefonu do mierzenia czasu i kilometrów z Endomondo niesie za sobą pewne zagrozenia, o czym w tym wpise właśnie będzie. Z reguły nie jestem typem przesądnym i z moja wiara w przeznaczenie, los, objawienia i inne takie cuda niewidy bywa generalnie bardzo ograniczona, ale za to w złośliwość rzeczy zwykłych i prawa Murphy’ego wierzę już znacznie bardziej. Dla osób, które nie spotkały się jeszcze z tym określeniem pragnę przypomnieć, zakomunikować, jak kto chce, że prawa te „to zbiór popularnych, często humorystycznych powiedzeń, sprowadzających się do założenia, że rzeczy pójdą tak źle, jak to tylko możliwe” – źródło ciocia Wiki.

Jak to może wyglądać w realu? Można znaleźć w sieci wiele propozycji. Ja jednak podam na wczorajszym przykładzie. Kiedy ruszyłem na trening, zgodnie z moją obowiązującą od 2 miesięcy zasadą wziąłem ze sobą telefon z Endomondo, by rejestrować kilometry podczas treningu w ramach akcji „pomoc mierzona kilometrami”. Nie ubiegłem kilkuset metrów, a raptem nie wiem jakim cudem telefon mi wypadł i spadł na ziemię. Szczęście w nieszczęściu nie był to beton, tylko trawa, więc zamiast rozbić się na kawałki tylko rozsypał. Z jednej strony bateria, z drugiej obudowa i tak dalej i tym podobne. Złożyłem go szybko do kupy, ale uruchomić nie mogłem, więc poirytowany pobiegłem dalej, mówiąc: no trudno tym razem kilometrów nie zarejestruje. Biegłem sobie spokojnie, nie spiesząc się, bo po co, gdy nagle na początku drugiego okrążenia złapała mnie pani Beata ze swoim wózkowym wsparciem i z człapania zrobił się jak na moje możliwości naprawdę dobry trening. Dość powiedzieć, że mimo, że razem biegliśmy tylko jedno kółko, po którym skończyłem, to na moim ręcznym stoperze miałem czas gdzieś 3-5 minut lepszy, niż kiedy biegam sam. No, ale dowodu na to nie ma i nic w endo nie zostało zapisane. A był taki dobry trening. Nie muszę chyba dodawać, że kiedy przybiegłem do domu w jednej chwili telefon uruchomiłem

No i wizje praw Murphy,ego podczas biegania nasuwają się same. Pierwsze będzie brzmiało: jeżeli wyjdzie Ci dobry trening na pewno nie będziesz mógł go udowodnić. Kolejne nasuwają się same: Podczas startu zorganizowanego przez pomyłkę dostałeś nie swój numer z chipem i za Ciebie pobiegłem ja, albo ktoś jeszcze wolniejszy. Tyle, że tutaj mamy zjawisko podwójnie zakręconego prawa, gdyż to co było pechowe dla Ciebie dla mnie szczęściem się okazało. Ale jakie jeszcze mogą być przykłady praw Murphiego na trasie biegu: na mecie dla Ciebie zabraknie medalu, nie będziesz wcale ujęty w wynikach, kupisz pakiet na bieg z wieloma innymi, a organizator zwieje z kasą, pomylisz trasę w czasie biegu zorganizowanego i… no właśnie. Jestem ciekawy, jakie jeszcze prawa Murphy’ego podczas tuptania można wymyśleć. Na końcu nasuwa mi się jeszcze jedna refleksja. We wrzuconej z cioci Wiki definicji można przeczytać, że są to humorystyczne prawa. Ciekawe, że kiedy mnie dotknęło osobiście wcale nie było mi do śmiechu.