Każda osoba, która w jakikolwiek sposób uprawia naszą piękną pasję robi to w jakiś mniej czy bardziej uporządkowany sposób. Nawet ci, którzy twierdzą, że nic nie planują, robią zgodnie z potrzebą chwili, to w jakiś sposób te chwile też mają uporządkowane. Jednak nie wnikam zbyt głęboko w ekstremalne przypadki, tylko chciałbym się zatrzymać na tym, co większość z nas uskutecznia, czyli trenowania wg jakiegoś ustalonego planu. Skąd bierzemy te plany, to nie ma żadnego dla potrzeb tego tekstu znaczenia.

Są tacy co biorą je z netu, są tacy, co mają swoich trenerów, czy też innych doradców biegowych, a są i tacy, którzy biegają zgodnie z własnym nosem, intuicją czy potrzebą danego czasu. Jeżeli uznają, że potrzeba, by biegali 5 kilometrów dziennie to tyle biegają, jeżeli nie na kilometry, a na czas, to też tyle biegają ile im serce, dusza czy inna potrzeba dyktują. Ale generalnie każda osoba biegająca jakiś swój biegowy plan posiada. No i tutaj nasuwa się pytanie. Czy te plany warto zmieniać, a jeżeli tak, to jak często i czym to powinno być spowodowane. Zacznijmy od tego, czy w ogóle warto zmieniać plany, czy nie lepiej biegać wg wiecznie tego samego układu. Odpowiem krótko: sam nie jestem osobą, która gustuje w zmianach, raczej preferuje stałe, niezmienne układy. Jednak nawet ja, mimo że mało reformowalny, po pewnym czasie nużę się ciągle tym samym i zauważam, to samo wciąż w pewnym momencie przestaje być efektywne. Nasze wyniki biegowe wyraźnie spadają, a i nasze bieganie zmienia się bardziej w codzienne przyzwyczajenia niż pasję. To trochę tak, jakbyśmy cały czas jedli to samo. Takie samo śniadanie, taki sam obiad, stała i niezmienna kolacja. Nawet jeżeli każda potrawa w pierwszych tygodniach wydawałaby się nam najsmaczniejsza, to w najlepszym wypadku po paru tygodniach z pewnością nie moglibyśmy na nią patrzeć, a po kolejnych mielibyśmy cofkę na sam zapach.

Podobnie jest też z bieganiem. Jeżeli nie będziemy wprowadzali zmian, urozmaicali naszych treningów, to w pewnym momencie stracimy całość radość biegania. Będą tacy, którzy znużeni rzucą buty w kąt i zmienią pasją, a będą i takie uparciuchy jak ja, które mimo widziały zbytniego uroku, to jednak z czystego uporu swoje kilometry będą robili. Jak mam być szczery, jak przez dwa czy trzy ostatnie lata trenowałem cały czas tak samo. No i efekt jest taki, że moje obecne czasy to dno i sześć metrów mułu. Nie żeby mi zależało, ale postanowiłem chociaż dla poprawy własnego samopoczucia jakąś zmianę treningową wprowadzić. Sam jestem ciekawy czy i kiedy coś z tego wybiegnie.