Jakie to miłe niespodzianki na człowieka po starcie na Królewskim Dystansie czasem czekają. Na ostatnim parkrun zaczepił mnie jeden z biegaczy mówiąc że nakręcił ze mną krótki filmik podczas niedzielnego maratonu. Jeżeli jestem nic zainteresowany, to wystarczy, że prześlę mu maila na Facebook, to on mi go prześle. Zdziwiłem się, ale faktycznie kiedy wysłałem do pana Tomasza mój adres mail, to następnego dnia miałem filmik za free na mailu. Właśnie on ten wpis zdobi.

Kiedy tak na niego zerknąłem, to muszę przyznać, że pewna wspomnieniowa nostalgia mnie ogarnęła. Już pominąwszy fakt, że sam filmik, mimo że trwał zaledwie parę sekund, to w pewnej wersji artystycznej z elementem spowolenienia, kiedy przed naszmi oczami ukazała się Malta, jakby urok tego miejsca niemal uderzył nas niczym obuchem. Oczywiście samo z siebie nasunęło się jeszcze jedno wspomnienie. W czasie, kiedy filmik był kręcony jeszcze wszyscy byliśmy pełni werwy, siły i ochoty do kolejnego pokonywania kilometrów. Było to w okolicach gdzieś 24 kilometra, więc biegowa moc jeszcze z nas buzowała. Można napisać, że maratoński ogień płonął jeszcze pełnym blaskiem. Przygasać zaczął gdzieś 12 kilometrów dalej, by kawałek dalej niemal zagasnąć na amen. No, ale wtedy jeszcze była moc, były chęci i radość biegowa. A potem się wszystko pop… ok postosunkowało.

Jedno trzeba przyznać. Takie filmiki stanowią miłe ozdobniki naszej biegowej pasji. One jakby nam samym pokazywały, że warto, że jest super, że bieganie wyzwala w nas to, co osoby, które nie są zarażone tą pasją, raczej z trudem zrozumieją. No, ale my doskonale wiemy o co biega. Dlatego jeszcze raz Panie Tomaszu wielkie dzięki za cudowny okruch wspomnień z mojej prywatnej biegowej wojny. No i jeszcze oczywiście dwóch innych panów, którzy na tym filmiku ze mną biegli. Jestem pełen podziwu nie tylko za samo nakręcenie, ale jeszcze znalezienie mnie po i takie bez niczego samo przesłanie filmiku. No i oczywiście do zobaczenia na kolejnych biegowych trasach. Mam taką nadzieję.