Na początek krótka informacja portalu biegologia:

„Koniec z bananami podczas zawodów biegowych. W związku z ostatnią aferą dotyczącą tych owoców zapadła decyzja Ministra Sportu o całkowitym zakazie spożywania bananów na trasach zawodów. Ministerstwo tłumaczy, że jest to podyktowane względami etycznymi – biegacze i biegaczki spożywają banany w wyjątkowo ordynarny sposób – bardzo łapczywie, biorąc całe kawałki do ust i intensywnie przy tym oddychając co w bardzo wymowny sposób przypomina czynności seksualne.
Nie wiadomo jeszcze jaki produkt ma zastąpić banany na punktach odżywczych, ale nieoficjalnie mówi się, że mogą być to ryby, które są symbolem chrześcijaństwa i nie budzą erotycznych skojarzeń.”

Muszę przyznać, że problem jest dużo poważniejszy niż się wydaje. Przecież na trasie dopingując osoby biegające ustawia się młodzież, dzieci, ale także i osoby starsze. I jak ich psychika może być spaczona. W końcu widok dziesiątek, setek czy nawet tysięcy osób połykających w tak wulgarny sposób banany może na zawsze spaczyć psychikę młodych ludzi wskazując im praktycznie orgiastyczny sposób życia. Można przecież stwierdzić, że taki bieg zorganizowany jest pewną formą pochwały seksu grupowego. I co takie np. starsze osoby mogą myśleć? Przecież nie jest zgodne to z zasadami powszechnie akceptowalnego pożycia społecznego. Ba, trzeba by jeszcze trochę mocniej to zaakcentować. Bo w końcu, o ile panie jedzące banany z pewnym poczuciem delikatnej perwersji można zaakceptować, to widok panów może jednoznacznie kojarzyć sie publiczną pochwałą homoseksualizmu. Owszem, nikt się obecnie zbytnio nie przyzna do homofobicznych zachowań, ale nie potępianie a pochwalanie, to jest zupełnie inna bajka.

Natomiast poszedłbym trochę głębiej. Ryby są fajne, ale musiałby by być w oleju, by biegacze ościami się krztusili, lub ewentualnie węgorze. Z drugiej strony jedzenie węgorzy podobnie jak bananów na trasie mogłoby się nie do końca pozytywnie kojarzyć. Dlatego jeżeli mielibyśmy pójść w klimaty tego typu, to myślę że dużo bardziej naturalne byłoby spożywanie na trasie chleba, a w miejscach gdzie do tej pory piliśmy wodę, mogłoby na nas czekać wino. I to byłoby i zdrowe i jakże naturalne dla nas ludzi, bo w końcu wino zawsze było na pierwszym miejscu smaków ludzi. Myślę że fajną propozycją byłoby też np. świecenie butów przed każdym biegiem. I to pisze całkiem poważnie, bo jestem pewny ze wielu z nas byłoby bardzo zainteresowanych taką usługą. W końcu bieganie dla wielu z nas to także jakieś mistyczne przeżycie, dlatego dlaczego osoby wierzące nie mogą dawać sobie takie świadectwa wiary? Ba, jedzenie chleba na trasie miałoby jeszcze jeden pozytywny aspekt. Pamiętacie film, gdzie ktoś dzwonił do drzwi pytając o suchy chleb dla konia? No więc biegający po zjedzeniu takiego suchego chleba na trasie mieliby w sobie moc wyścigowego konia. A to już jest wielki plus.

A co z bananami i dla fanów tego typu posiłkowego wparcia na trasie? Zawsze może być „lewe” dokarmianie biegaczy poza oficjalnymi punktami odżywczymi. Żółte konsumpcyjne wsparcie cichcem wynurzające się z tłumu osób kibicujących. I kto złapie, tego banan jest. Może być jeszcze ;pocięty w platerki, lub ewentualnie może być bananowa papka.