Wielkimi krokami zbliża się jedna z ważniejszych dat w historii naszego kraju, albo przynajmniej jako taka symbolicznie uważana. Piszę tutaj oczywiście o 11 listopada czyli Święcie Niepodległości. Co naprawdę wydarzyło się w tym dniu? Jak podaje Kurier Historyczny:

„Oficjalnie 11 listopada ogłoszono również decyzję podjętą dzień wcześniej. Rada Regencyjna przekazała naczelne dowództwo i władze wojskową Józefowi Piłsudskiemu. Armia, którą mu powierzono była na razie śmiesznie mała. Tworzony po Akcie 5 listopada 1916 roku tzw. Polnische Wehrmacht, czyli Polska Siła Zbrojna liczył zaledwie 9 tys. żołnierzy. Gdy w zaciszach gabinetów toczyły się negocjacje polityczne dla zwykłych Polaków 11 listopada był dniem jak co dzień. Na ulicach Warszawy i w innych miejscowościach Kongresówki było wprawdzie niebezpiecznie w związku z wspomnianymi próbami rozbrojenia Niemców, ale ta nieciekawa sytuacja będzie się jeszcze ciągnąć przynajmniej przez kilka najbliższych dni, a skutki warszawskiego porozumienia odczuje się na prowincji w najlepszym razie dopiero 12 listopada.11 listopada nie odnotowywano jakiś wielkich wieców i fet z okazji odzyskanej wolności. One, jeśli miały miejsce, to przede wszystkim w Małopolsce na przełomie października i listopada, gdzie proces przejmowania władzy przez Polaków był momentalny”

Tak, więc przynajmniej w praktyce nic aż tak szczególnego w ten dzień się wydarzyło, ale jednak został on uznany jako ten jedyny i wyjątkowy. Dla nas, biegających jest to dzień szczególny. Mało kiedy odbywa się w całym kraju tyle różnych wydarzeń biegowych pod jednym hasłem organizowanych. Możemy je określić jako biegniemy dla Niepodległej, dla tych, co życie dla niej oddali, dla naszych symboli narodowych. To właśnie w tym dniu i w tych biegach jednoczy nas wszystkich jedna myśl, jeden podziw i jedno uznanie, dla wszystkich tych co byli, walczyli, ginęli, byśmy my mogli nadal czuć się Polakami.

Chociaż wydaje mi się, że w tym roku jest jakby trochę mniej biegów niż w zeszłym. Osobiście naliczyłem 41 takich wydarzeń rozgrywanych w całym kraju. U nas w najbliższej okolicy mamy, o ile dobrze ujrzałem 4 takie wydarzenia. Na pierwsze miejsce oczywiście wysuwa się Poznański Bieg Niepodległości, który kandyduje do miana największego biegu w naszym kraju. Obecnie na liście startowej mamy już prawie 15 tysięcy biegających. Czy będzie to największy trudno powiedzieć, gdyż Warszawa ( która określa się, jako największy Bieg Niepodległości w kraju) na razie się nie przyznaje do swojej frekwencji, ale podejrzewam, że może stanowić dla niej poważną konkurencję. W zeszłym roku biegłem w Poznaniu w tłumie ponad 20 tysięcy osób i muszę przyznać, że na dystansie 10 kilometrów ta liczba to było przegięcie. Tak jak Tomasz pisał w komentarzu w zeszłym roku było ponad 20 tysięcy, a dwa lata temu 10 tysięcy. Biegłem w Poznaniu 2 lata temu i w zeszłym roku i z lekka się zniesmaczyłem. W tym roku mamy już 15 tysięcy, więc stwierdziłem, że to jednak nie dla mnie. Dojechać tam przed startem, znaleźć miejsce do parkowania, biec w takim tłumie, przyznam szczerze żadna frajda, ale wielkie umęczenie i poważne wku… znaczy zdenerwowanie. No, ale są ludzie, którzy tak lubią i jak najbardziej to rozumiem. Z drugiej strony chyba zeszłoroczny wynik frekwencyjny nie zostanie poprawiony, No, ale jak piszemy o biegowym tłumir, to weźmy np. taki maraton w Nowym Jorku ( też już niedługo start – 3 listopada) , gdzie limit w tym roku był na poziomie 50 tysięcy osób, a w loterii licząc na cud wzięło udział ponad 105 tysięcy z całego świata. To jest dopiero tłum, ale to Nowy Jork. Muszę przyznać, że tam bym w takim tłumie z przyjemnością pobiegł.

No, ale wracając do naszych regionalnych biegów niepodległości. Jak już pisałem Poznań na dzień dobry odrzuciłem. Raz, że tłum, dwa że cena, jak dla mnie jest klasyczna komercja w niepodległościowe szaty ubrana. Jak już pisałem w okolicy mamy jeszcze pięć tego typu biegów ( dzięki Michale): Luboń, Gniezno, Oborniki, Rokietnicai Czerwonak i w Baranowie koło Poznania. W Luboniu biegłem dwa razy, w Obornikach raz, a w Gnieźnie , Rokitnicy, Czerwonaku czy Baranowie jeszcze się zdarzyło i w tym roku także nie zdarzy. Po raz trzeci zdecydowałem się wystartować w Luboniu, skąd mam naprawdę fajne wspomnienia biegowe. Pobiegnie nas tam około tysiąca osób, bieg naprawdę fajnie zorganizowany, od domu mam mniej więcej zbliżoną odległość do Lubonia, jak w miejsce startu poznańskiego biegu niepodległości. Te wszystkie elementy plus coś tam jeszcze i jeszcze zdecydowały, że w tym roku pobiegnę znowu w Luboniu. Nie wiem dlaczego, ale Baraonowo, Rokietnica i Czerwonak jeszcze nie były mi drodze, chociaż miałem kiedyś okres w życiu, kiedy mieszkałem w okolicach Czerwonaka, Pewno ze względów logistycznych, gdyż zdecydowanie bliżej i do Lubonia niż miejscowości położoych z drugiej strony miasta.

Jedno trzeba przyznać, zapowiada się naprawdę goracy pod względem biegowym przyszły weekend, a konkretnie 11 listopada. Ale tak być musi.