Muszę przyznać, że na początku myślałem, by dać tytuł „ pogodowa rewolucja biegowa”, ale myślę że pogodowa volta dotyczy czy raczej dotyka nie tylko osoby biegające, ale nas wszystkich i tych co biegają i tych co nie także.

W okresie ostatniego tygodnia możemy śmiało napisać, że pogoda stanęła na głowie robiąc całkowitą i kompletną rewolucję. Jeszcze w zeszłą sobotę, było wyjątkowo gorąca, że aż my biegający spływaliśmy potem, tak dzisiaj mamy zimno, mokro i też spływamy, tyle że deszczem. A w zasadzie to deszcz po nas spływa, w pełnym tego słowa znaczeniu. Paroma słowami: mokro, zimno i wszędzie daleko. Ci, co mogą zostać w domu przekładając się z boku na bok wygrali. Ci, co muszą pracować i to jeszcze na dworze, wygrali trochę mniej. No i jesteśmy my, których pasja biegowa na tyle mocno płonie, że żaden deszcz jej nie zagasi. Oczywiście są tacy, którzy wybiegają z założenia, że w taką pogodę lepiej nie biegać, bo katar, kaszel, mało komfortu. Oczywiście rozumiem to i to jest ich prawo wyboru. Myślę jednak, że większości z nas ta pogoda w żaden sposób nie odstrasza, a wręcz dodaje naszemu bieganiu dodatkowego kolorytu.

Kiedy przybyłem na parkrun, okazało się, że jednak ciągle siąpiący deszcze sporą grupę osób odstraszył. Tak jak zwykle przybywa nas plus minus w okolicach dwustu, tak dzisiaj „ledwie” sto dwadzieścia parę osób. No, ale sporo rzeczy się na zmniejszoną w danym dniu frekwencję nakłada i nie zawsze musi to być związane z pogodą, chociaż podejrzewam, że dzisiaj to była główna przyczyna. No, ale każdy ma prawo inaczej patrzeć i przezywać naszą pasję i to jest każdego indywidualne prawo i nikomu nic do tego.

Co do samego biegu, to muszę przyznać, że biegło mi się dzisiaj wręcz rewelacyjnie. Oczywiście poprawiłem moje ostatnie rezultaty i to nawet o ponad 30 sekund. No, ale pewno nałożyła się na to poprawa z zeszłego tygodnia, która ze względu na upał nie przełożyła się na wynik, za to dzisiaj poprawa była podwójna. Uzyskałem dzisiaj mój najlepszy czas od kwietnia 2017 roku, a do życiówki brakuje już „tylko” 2 i pół minuty z plusem. A to już nie jest źle, jeżeli w czerwcu brakowało mi ponad 7 minut. Jak widać moje nowe treningi owocują i wszystko zmierza w dobrym kierunku. Z pewnością parę sekund udało się jeszcze urwać dzięki temu, że nie musieliśmy męczyć się zbiegiem i podbiegiem koło czołgów, tylko ze względu na roboty harmonijnie pobiegliśmy z boku, ale fakt poprawy wyniku zawsze pozostanie faktem.

Na końcu jeszcze nasunęła mi się pewna refleksja związana z dzisiejszą pogodą. Można napisać, że dzisiaj mieliśmy deszczową rewolucję ludową, to znaczy deszcz rządzi, a lud moknie. No, ale tak to już jest z rewolucjami. By nowi mogli rządzić, zawsze ktoś dostaje w d..e.