Muszę przyznać, że w ostatnich tygodniach zmieniłem nawet nie trochę, ale znacznie mój cały system treningowy. Już o tym pisałem, wiec tylko przypomnę że bardzo go rozbudowałem, wprowadziłem nowe elementy no i czasowo stał się dużo bardziej godny czy też absorbujący w porównaniu z tym, co było wcześniej. No i muszę przyznać że już w samych czasach treningowych zaczynam czuć, że coś się zmienia. Można śmiało napisać, że zaczynam odczuwać naprawdę zdrową różnicę. Do tego połączenie dwóch w tej chwili realizowanych jednostek treningowych z treningiem rozciągająco-siłowym także robi fajną robotę.

Co prawda w zeszłym tygodniu na parkrun nie było tego zbytnio widać, ale 3 i 2 tydzień wstecz już tak. Może więc w ostatnim tygodniu coś mi się zblokowało. Najważniejsze jest to, że sam czuję jak się rozkręcam, nabieram jakiejś tam siły i to zarówno w sensie biegowym, jak i ogólnym. No, a szczytem szczytów jest to, że pod względem ogólnego samopoczucia także robi się coraz lepiej. Czuję jak napływają do mnie kolejne fale energii, a to już jest bezcenne. I kto by pomyślał, że ja, który jestem ogólnie typem konserwatywnym i raczej bardzo odpornym czy wręcz opornym na zmiany odkryję nowy smak i nową frajdę w pasji, o której myślałem, że już mnie niczym nie jest w stanie zaskoczyć. W końcu w czasie ośmiu lat oddawania się jej powinienem już w zasadzie wszystko o jej smaku, zapachu czy temperaturze wiedzieć. A jednak… Jak powiadał klasyk: są rzeczy na niebie i ziemi, o których nie śniło się filozofom. I nawet w bieganiu można poznać czy też odkryć przesłanie płynące z tego zdania. I jest w tym coś nawet magicznego. Nigdy bym nie przypuścił, że może być jakaś magia w bieganiu. A jednak okazuje się może i nawet taki racjonalista i sceptyk jak ja może zostać nią zarażony. Jest w tym coś zastanawiającego… Mogę śmiało napisać, że zaczynam się na nowo biegowo rozkręcać… Może faktycznie powolutku, ale na wszystko przyjdzie czas…