Tak ostatnio wpadło mi przed oczy jedno ze zdjęć zrobione tuż przed parkrun przez Jarka Koperskiego. Właśnie to zdjęcie wpis ten prowadzi. Widać na nim grupę osób udających się na start, Oczywiście ja także jestem w tej grupie. Kiedy obserwuję tak idących, to aż bije ze wszystkich pewne specyficzne skupienie, wręcz napięcie. I mimo, że to jest tylko „głupie pięć kilometrów”, to wszyscy są tak na sobie skupieni, jakbyśmy zmierzali na start maratonu.

No i tak właśnie przypomina się, jak stajemy w strefie startów podczas różnych dłuższych, czy krótszych wydarzeń biegowych. Nie wiem jak Wy, ale ja za każdym razem, niezależnie gdzie biegnę i na jakim dystansie staram się maksymalnie skupić, wyciszyć, czy jak kto woli skupić w sobie. Odnoszę wrażenie, że im bardziej będę skoncentrowany na samym starcie, to będzie lepiej. Nie wiem, czy to jest szacunek dla samego startu, czy może osób, które są koło mnie, ale jakieś takie wyciszenie następuje.

Pytanie czy takie wyciszenie, czy właśnie napięcie pomaga nam w samym starcie? Może lepiej byłoby się rozluźnić, tryskać humorem, sypać na około kawałami? Może właśnie takie wprowadzenie się w szampański humor bardziej by nam pomogło? Kto wie, może i jest to jakieś rozwiązanie. Z drugiej strony nie wiem, czy potrafiłbym się tak maksymalnie rozluźnić wiedząc, że czeka mnie jakby nie patrząc jakiś większy czy mniejszy ( w zależności, jaki dystans do pokonania) wysiłek. No i pytanie, jak się wprowadzić w takim radosny, szampański nastrój wiedząc, że mamy x kilometrów do pokonania. Może właśnie potraktować to jako radość, frajdę i miłą zabawę i dzięki takiemu podejściu bez stresu i radośnie do mety dobiec?

Myślę, że w tym przypadku każda osoba biegająca ma własną metodę na końcowy sukces i ta metoda jest właśnie dla niego czy dla niej najlepsza. Natomiast mimo wszystko pewna forma przedstartowego napięcia mimo wszystko chyba nigdy nas nie opuści. Jest ona jakby wpisana w naszą biegową pasję.