Tak w maksymalnym uproszczeniu osoby biegające możemy podzielić na dwie główne grupy: strusie pędziwiatry i stonowanych tuptaczy smakujących pokonywany dystans. Każda z tych grup dąży do jednego, własnego założonego celu: albo walczyć o życiówkę podczas każdego startu dając z siebie wszystko, co w danym momencie dać możemy, albo wręcz przeciwnie biec by cieszyć się urokiem samych pokonywanych kilometrów, a czas jaki osiągniemy nie ma dla nas zbytniego znaczenia. Po prostu osiągnęliśmy taki jaki się dało osiągnąć i ok.

Oczywiście strusie pędziwiatry nie powinniśmy oceniać przez sam pryzmat osiągniętego czasu, ale raczej przez to, jakie są ich talentu, możliwości i maksymalny poziom możliwego do osiągnięcia tempa w danym, przypisanym okresie czasu. Wiadomo, że zupełnie inne będzie miała osiągi młoda, wysportowana, szczupła osoba, która regularnie oraz wytrwale trenuje, a zupełnie inne ktoś kto ma już pewien bagaż lat, przeżyć na karku i z pewnym drobnym dodatkiem np. kilogramów. Jednak ważne jest to, jak dana osoba podchodzi do samego startu: czy za każdym razem daje z siebie wszystko gryząc asfalt, żując trawę i wyciskając czas, czy raczej biegnie w spokoju i harmonii z otaczającym go czy też ją światem.

Po zupełnie drugiej stronie biegowej barykady bieży druga grupa.Kiedyś Rzymianie wymyślili taką fajną maksymę „fastina lente”, która później wzbogacono na festinandum lente procul”. Pierwsze wyrażenie oznacza: śpiesz się powoli, a drugie: „śpiesz się powoli, daleko zajdziesz”. I myślę, że jest to bardzo fajne i odpowiadające określenie wszystkim nam, którym do szczytowania formy bardzo, ale bardzo daleko. Wiemy na jakim etapie przygotowawczym jesteśmy, wiemy, co możemy z siebie dać, dlatego nic na siłę, nic na przysłowiowego „chama”, tylko na spokoju i luzie. Dla nas obecnie najważniejsze jest dotarcie do mety i na tym celu się skupiamy.

Oczywiście nie znaczy to, że nie staramy się tej naszej formy jakoś doszlifować, coś z nią zrobić, ale jednak zacząć się do lepszych czasów zbliżać. Jednak na wszystko może jeszcze przyjdzie odpowiedni czas. Pewności nie ma, bo lat, które nam uciekły już nie dogonimy i nie wrócimy na poziom możliwości z nimi związany, ale np. wytrzymałość możemy jeszcze poprawić. Zobaczymy co będzie nam pisane i czy jeszcze kiedyś na orbitę bardziej tempowego biegania wrócimy. Na razie spokój, luz i niech moc tuptania będzie z nami.