Dzisiaj troszkę z innej piłki ( i to w pełnym tego słowa znaczeniu) Ten weekend był pod znakiem trzech naszych drużynowych dyscyplin sportowych. Nasi piłkarze wkraczają w ostateczną fazę eliminacji do Mistrzostw Europy. Nasi koszykarze awansowali do ćwierćfinału Mistrzostw Świata i mieli przed sobą ostatni mecz grupowy, który mógł ich ustawić w dobrej pozycji przed meczami których stawką był awans do pierwszej czwórki Mistrzostw. No i nasze siatkarki już były i półfinale i miały realne szanse na medal Mistrzostw Europy i nawiązanie do pięknych tradycji naszej kobiecej siatkówki.

Przed weekendem nasi dziennikarze szaleli. Te zapowiedzi, plany, marzenia. Można było odnieść wrażenie, że jesteśmy potęgą w tych, jakże popularnych i widowiskowych dyscyplinach sportowych. W zasadzie z góry już było planowane, jakie medale zdobędziemy. Balony nadziei pompowane do granic możliwości. Jako pierwsze na plac boju wkroczyły nasze siatkarki. No i cuż jak to powiadał klasyk: miało być tak pięknie a wyszło jak zwykle. Pierwszy nadmuchany balon pękł z hukiem. Potem nasi koszykarze przegrali ostatni mecz w swojej grupie i ćwierćfinale przed meczem z Hiszpanami ich szanse są raczej iluzoryczne. No, ale nadzieja się jeszcze tli. Jednak drugi z nadmuchanych balonów także eksplodował.

Największe nadzieje oczywiście towarzyszyły naszym piłkarzom przed dwoma meczami eliminacyjnymi w eliminacjach do Euro. Tutaj było przed meczami prawdziwe szaleństwo dmuchania balonów. Już w zasadzie wg naszych komentatorów było pozamiatane. W zasadzie dwa zwycięstwa miały być tylko podtrzymaniem naszej budowanej pod wodza Brzęczka piłkarskiej potęgi. Przecież wygraliśmy 4 mecze z rzędu w eliminacjach i mogliśmy dalej śrubować nasze rekordy. Niestety Słoweńcy sprowadzili nas w brutalny sposób na ziemię. Czy coś to nauczyło naszych komentatorów? Gdzie tam, kiedy słuchałem naszych komentatorów przed wczorajszym meczem, to można było odnieść wrażenie, że takie potkniecie ze Słowacją tylko poirytuje naszych piłkarzy, którzy teraz dopiero pokażą na co ich stać. Że Austriacy na dzień dobry powinni położyć się na murawie czekając aż rozjedzie ich polski walec błagając o najniższy możliwy wymiar kary. Bo przecież po tych meczach powinno być już pozamiatane. Do tego nasz stadion, same na nim zwycięstwa, nasłuchaliśmy się tego jacy wspaniali i potężni na tej murawie, że każdy inny wynik, niż nasza wiktoria nie wchodzi w zasadę grę. No cóż jak było wszyscy, którzy oglądali mecz widzieli. No cóż można napisać, że kolejny balon może nie pękł z hukiem, ale z pewnością z lekkim gwizdem powietrze z niego uleciało. Czy to coś nauczyło naszych komentatorów? Ostatnie słowa transmisji: wygramy jeszcze dwa mecze u siebie i jeden z Łotwą na wyjeździe i jedziemy ma Euro. Jakby podsumowaniem wszystkiego była dzisiejsza, już jednak spodziewana porażka z Hiszpanią i odpadnięcie z Mistrzostw o krok od medalu. Jednak, jakże duży był to krok.No cóż, znowu brak pokory i pewnej formy szacunku dla rywali. A to się lubi mścić. Niestety nasza szkoła komentatorska jest polega na maksymalnym pompowania balona, tak by z hukiem pękł. A może jest ona oparta na masochizmie? Do tej pracy są przyjmowani ludzie, którzy maja w sobie potrzebę masochistycznych doznań. Tylko dlaczego mają oni nas karmić swoją maso-papką? Tego zrozumieć nie potrafię. Ale widocznie tak musi być