Ostatnio wbiegły mi przed oczy dwa zdjęcia. Na pierwszym trójka „zawodowych amatorów” w stanie wyścigowym pędząc za czasem podczas jednego z naszych parkrun tuptań. Na drugim ja, całkowicie na luzie tuptając sobie w pełnej swobodzie podczas tego samego parkrun.

Porównanie wręcz szokująco-uderzające, przynajmniej mnie. Na pierwsze fotce aż moc i szybkość biegowa uderza wręcz swoją wyrazistością. Cała trójka panów pochylona do przodu, ręce odpowiednio ułożone, aż widać ogień biegowy na każdym centymetrze zdjęcia płonący. Można śmiało napisać, że zaciętość całej trójki i pragnienie osiągnięcia najlepszego, możliwego w tym dniu i tej chwili czasu aż kipi z tej fotki. Tak w maksymalnym skrócie: tak i po to powinno się biegać, a panowie ukazują całą esencję naszej pasji. Na zupełnie przeciwstawnym biegunie moja fotka. Biegnę sobie wyprostowany, na luzie, to by tuptać, bo to lubię, ale nie ma jakiegoś płonącego ognia. Takie raczej smakowanie czasu i kilometrów niż ich pożeranie. Ot, takie bieganie dla samego biegania. Ktoś by powiedział: ale po co, tak biegać bez głębszego i ognistego celu, jaki ma sens?

Wbrew pozorom ma i to głęboki. Jak już nie raz pisałem, większość z nas bywa w różnych fazach biegowej pasji. Czasem biegamy na pełną moc, a czasem tylko dla samego biegania. I tak naprawdę jest całkiem logiczne i zrozumiałe. Trudno biegać ciągle na maksa, ale trudno też ciągle na luzie. Taka dywersyfikacja naszej siły biegowej jest nie tylko zgodne z zasadami biegowej sztuki, ale także naszych sił i odporności.

Na razie ja nastawiam się głównie na luźne bieganie. I to na obecną chwilę nie koniecznie wynika tylko za takiej, a nie innej wizji, tylko raczej moich obecnych możliwości, które są mocno ograniczoną taką, a nie inną wagą. No, ale mam nadzieję, że jak kilogramów ubędzie, to i mocy w końcu przybędzie. Na wszystko przybiegnie odpowiedni czas. Na razie powoli, acz systematycznie sekundy w czasie biegania ubywają w czasie kolejnych treningów, ale jest to na etapie bardzo spokojnym. Zobaczymy, jak będzie w sobotę na parkrun. To jest miejsce mojej treningowej i wagowej weryfikacji. Powoli, acz systematycznie praca trwa a efekty zaczynają się objawiać.