Nie da się ukryć, że z wiadomego powodu nasz zdawało się stały i niezagrożony biegowy świat runął jak domek z kart. Mogą politycy niektórzy wznosić różne hasła, że niby nic się nie stało, że pozostanie w domach i izolacja nie wpłynęła zbyt negatywnie na nasze życie, ale ci z nas, którzy pracowali czy w inny sposób byli związani z branżami, które szczególnie zostały dotknięte wprowadzonymi obostrzeniami doskonale wiedzą do czego ich to doprowadziło. Jak już wczoraj pisałem są branże, które praktycznie przestały istnieć i dużo będzie potrzebne czasu by się odrodziły. A gdzie mowa o odrodzeniu, jeżeli ciągle ich funkcjonowanie jest hamowane różnymi zakazami.

Tak też jest z nasza biegową pasją. To co było zawsze solą czy może nawet mięchem czy najsmaczniejszą przyprawą w zupie naszej pasji zostało z niej wyjęte i pozostała praktycznie sama woda lekko zabarwiona. Tym naszym biegowym mięchem były oczywiście różne starty zorganizowane. Owszem mogliśmy w niektórych przypadkach narzekać na ceny, na zawartość pakietów, ale nie zmieniało to faktu, ze i tak biegliśmy napawając się każdą chwilą naszych biegowych spotkań. Takie grupowe spotkanie dawało ognia, kopa i takiego wyjątkowego smaku naszej pasji. A tu nagle wszystko szlag trafił. Owszem biegamy sobie obecnie albo samotnie, a nawet biorąc udział w różnych biegach wirtualnych, ale to jednak nie jest to. Owszem różni organizatorzy próbują uwolnić naszą pasję dzięki różnym biegom wirtualnym.

W poprzednich tygodniach brałem udział w cylu biegowych wydarzeń pod wspólną nazwą Mini Cytadela By Night. Przez 10 tygodni dzięki Robertowi dłużej znanemu wielu z nas mogło raz w tygodniu wrzucać swoje wyniki na wybranym dystansie 5 lub 10 kilometrów. W zeszłym tygodniu brałem udział wirtualnym półmaratonie Słowaka, a od tego rusza kolejna biegowa zabawa w moim ulubionym biegowym cyklu pod jakże ciekawą nazwą (nie)parkrun. Jak wczoraj pisałem w tym tygodniu wpadłem w jakiś biegowy marazm i nie mogłem się zmusić do biegania. Jednak, kiedy usłyszałem, że ruszyła taka akcja zerwałem się rano i zamiast wziąć udział w naszym cotygodniowym wirtualnym spotkaniu postanowiłem realną piątkę sobie machnąć. I musze przyznać, że od razu humor wrócił…

Jedno trzeba przyznać. Obecnie większość z nas jednak czeka na powrót tradycyjnych biegów. Owszem te wirtualne sa fajne, spotkania przed kompem też, ale to jednak nie jest to, co tradycyjny normalny seks. Komp nie zaspokoi potrzeby klasycznego spotkania, podobnie jak bieg samemu w pewnym momencie zaczyna nużyć. Brakuje tego smaku czucia pewnej wzajemnej rywalizacji, czy wsparcia na trasie. Tego nie da się zastąpić różnymi substytutami. Na krótką metę owszem, ale im dłużej, tym gorzej, ciężej. Czekamy aż znowu będziemy bez żadnych przeszkód wrócić na biegowe trasy. Na razie przerabiając stary przebój możemy zaśpiewać:

Biegania głodni jak wilcy, czekamy na te chwile każdego dnia, na słowa które wygłoszą polityczni tubylcy, możecie biegać szabadabada szabadabada…