Dobiegam do wniosku, że jednak w żaden sposób nie można pisać przed biegiem o planowanych poprawach rezultatów, celowanych wynikach i innych takich, bo strasznie łatwo jest zapeszyć. Wczoraj pisałem, że pomocniejszych w tym tygodniu treningach spróbuję znowu na parkrun z zeszłotygodniowego wyniku parę do parunastu sekund, jak ostatnio tydzień w tydzień się zdarzało. Od miesiąca faktycznie tydzień w tydzień się wyniki poprawiały, więc miałem jakieś nawet mocne podstawy sądzić, że i w tym tygodniu się uda. I z takim nastawieniem udałem się na dzisiejszy parkrun.

Trzeba przyznać, że pogoda dzisiaj dała nam posmakować niemal pełni lata. Jak na przełom sierpnia i września, było wręcz gorąco. Nie przeszkodziło to jednak ponad 200 osobom przybyć dzisiaj na Cytadelę. Jeżeli dodamy do tego sąsiednie lokalizacje w Dąbrówce i Swarzędzu, to był to naprawdę super wynik. Zastanawiam się parząc z perspektywy wyniku, czy nie zrobiłem błędu ustawiając się na starcie na prawie samym końcu stawki, przez co z pewnością na dzień dobry straciłem kilka do kilkunastu sekund. No, ale nie ma co się tłumaczyć, gdyż jak mówi przysłowie: złej baletnicy przeszkadza i rąbek u spódnicy.

Biegło się jak zwykle super po tak dobrze znanej, niemal w podświadomości już zapisanej trasie. Owszem pogoda troszkę nas przytrzymywała, ale to nic, kiedy się robi to, co się uwielbia. Kiedy dobiegłem do mety i otrzymałem mój wynik okazało się, że w stosunku do zeszłego tygodnia „straciłem” 3 sekundy. Czyli, gdybym się ustawił trochę bliżej, gdyby nie temperatura, gdybym lepiej i szybciej potrafił biegać… Jak pisałem tłumaczeń można setki wynajdywać, a i tak wszystkie prowadzą do jednego: dzisiaj się nie udało. Może gdybym wczoraj nie zapeszył… No, ale nic stało co się stało, nie można co tydzień się poprawiać, a za tydzień będzie kolejna sobota. Nowa sobota, nowy my.

Po parkrun jak zwykle w ostatnich tygodniach biegiem do domu, gdyż biegowa orka przed maratonem trwa w najlepsze. No i jutro kolejny owej orki będzie dzień.