No i stało się to co się stać musiało, co wszystkie sportowe wróżki przepowiadały, czyli można śmiało napisać, że osoba związana z największą serią sukcesów naszych skoków narciarskich rozwinęła swoje służbowe żagle i odpłynęła za naszą zachodnią granicę.

Kiedy tak przebiegłem wzrokiem po tekstach, komentarzach, to ku mojemu niemałemu zdziwieniu za dużo hejtu nie dojrzałem. Może źle patrzyłem, ale ogólnie większość z nas z wdzięcznością dziękowała za to co dzięki Stefanowi Horngacherowi nasi skoczkowie osiągnęli oraz z pewną rezerwą ( co wcale nie dziwi, bo jakby nie patrząc odchodzi do naszych rywali) życzyli mu szczęścia na nowego służbowej drodze życia. Oczywiście zdarzały się przypadki hejtowania, ale raczej z umiarem, rozsądkiem i żalem niż dla samego wylewania zgorzkniałego hejtu. Myślę, że większość z nas, jeżeli nawet nie wszyscy doskonale rozumiemy czym nasz były już trener kadry skoczków się kierował.

Możemy tutaj dać proste porównanie. Wyobraźmy sobie, że jesteśmy wybitnymi fachowcami w jakiejś wąskiej dziedzinie. Urodziliśmy się i mieszkaliśmy np. w Lesznie czy Obornikach Wielkopolskich ( taki lokalny patriotyzm się włącza). Z racji, że dziedzina wąska, a fachowców trochę jest więc trudno nam było znaleźć pracę w okolicy miejsca zamieszkania. No, ale udało się znaleźć pracę gdzieś w okolicach Torunia czy Włocławka w solidnej, ale nie rzucającej na kolana pod względem kasy i prestiżu firmie. Z racji, że jeszcze nie wiadomo co i jak, a i branża tego wymaga otrzymujemy ofertę pracy na czas określony. W pracy szybko się okazało, ze jesteśmy świetnymi fachowcami i dlatego nasza pozycja w firmie bardzo szybko stała się niepodważalna. Wraz z naszymi sukcesami oraz wzmacnianiem pozycji firmy w której pracujemy stajemy się coraz bardziej rozpoznawalnym specjalistą w naszej wąskiej branży. No i nagle tuż przed końcem naszego określonego na umowie czasu dostajemy nagle ofertę pracy z Poznania w jednej z najbardziej rozpoznawalnych firm w branży, za dużo większą kasę. Nie muszę dodawać że nasz obecny pracodawca też nam składa ofertę umowy pracy, tyle że na zdecydowanie gorszych warunkach. Owszem jesteśmy związani psychicznie z naszym obecnym pracodawcą ale rodzina w Lesznie w zasadzie żabi skok od nowego miejsca pracy i lepsza kasa. No i nie mówimy zrywać umowy… wystarczy, ze jej nie przedłużymy. Co wybierzemy? Myślę, że zanim zaczniemy oceniać odpowiedzmy sobie na to pytanie.

No o naszemu byłemu już twórcy niesamowitej serii sukcesów naszych skoków ja osobiście życzę wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia. Za to co dla nas zrobił w pełni na to zasługuje.