Na początku, jak to mam w zwyczaju zaczynam od nawiązania do wczorajszych wypowiedzi. Freelove i Robercie później poznany, cóż już wszystko na temat seksu sobie powiedzieliśmy To znaczy tyle, ile wypada , żeby nie przekraczać pewnej cienkiej granicy. Optymalnym rozwiązaniem jest związek dwojga biegających partnerów. W takiej sytuacji podejrzewam, że sfera doznań, zostaje przesunięta, na trudne do ogarnięcia przez nas, gdzie tylko połowa związku biega tory. Niech cała reszta zostanie w sferze snów związanych z poszukiwaniem biegających partnerów przez tych, którzy jeszcze mogą poszukać. Bo tam, gdzie klamka zapadła, to cóż …. Samo życie. Agnes, niestety już mnie tak wirus dopadł, że nie da rady go zgubić. Muszę teraz przecierpieć, gryząc palce z żalu i smutku

Niestety całe biegające plany na właśnie rozpoczęty weekend legły w gruzach. Jutro z pewnością nie pójdę na parkrun. O ile dobrze pamiętam w zeszłym roku, także coś w tym czasie, miałem także z powodów zdrowotnych tydzień przerwy. I teraz znowu. A najbardziej jestem wściekły sam na siebie, gdyż zdaję sobie sprawę, że przyczyna mojego stanu zdrowia wynika z mojej głupoty. To było gdzieś dwa, lub trzy dni temu, kiedy ponownie mrozy nas nawiedziły. Może nie są to jakieś wielkie mrozy, raczej idealna pogoda biegowa, ale jak ktoś nie myśli, to potem zbiera plony swoich mało przemyślanych działań. Wracam już do tematu. Jak pisałem, był już lekki mróz, więc ubrałem się odpowiednio, na szyję włożyłem komin i poszedłem biegać. Nie wiem co mnie pokusiło, by opuścić komin na samą szyję, a nie chronić ust. No i biegnąc, jak to mam w zwyczaju oddychałem nie nosem, ale szeroko otwartymi ustami. Trochę jak ryba w wodzie łykałem mroźne powietrze do gardła mi napływające. No i się nałykałem, a efekt mam jaki mam.

No, ale mam ciągle nadzieję, że mój niedzielny bieg urodzinowy będzie mógł się odbyć. Parkrun już stracony i tu nic się nie da zrobić, ale do niedzieli muszę się na nogi jakoś postawić. Gdyż zgodnie z planem w samo południe się spotykamy po wyciągiem narciarskim na Malcie by jedno, a może dwa kołeczka zrobić. To ile kółek zrobimy ustalimy przed samym biegiem. Jak pisałem po biegu idziemy na kawkę, oraz może jakieś urodzinowe ciasteczko. Taki jest plan. Pytanie czy wyjdzie i czy zdążę się do tego czasu wykurować. Na noc dzisiaj dwie aspirynki, jutro także. Natomiast wiadomo, co jest najlepszym środkiem stawiającym na nogi. Dla faceta, to okład z kobiecych piersi, a dla pań rumianek. Rum się wypije, Janek zrobi co należy. I wszystko jasne.

No więc czuję, ze dopadnie mnie głupawka, ale dostałem ostatnio fantastyczną książkę, która mam nadzieję, pomoże mi w biegającym niebycie przetrwać. Autorem książki jest Christopher McDougall, a jej tytuł to „ Urodzeni Biegacze” Kilka słów na temat książki:

Christopher MacDougall, dziennikarz wojenny zajmujący się sportami ekstremalnymi, w wieku 40 lat zaczyna biegać. Niestety trapią go kontuzje. Wysłany do Meksyku dowiaduje się przypadkiem o plemieniu Tarahumara. Indianie ci, zwani także Rarámuri (Biegający Ludzie), mieszkają z dala od cywilizacji w głęboko ukrytym kanionie i potrafią biegać na dystansach kilkuset kilometrów. Znamienne jest to, że prawie nie miewają kontuzji, choć poruszają się w prostych sandałach własnej konstrukcji. Dzięki książce “Urodzeni biegacze” możemy poznać tajemnice ludu Tarahumara. Autor przedstawia najwybitniejszych biegaczy i najtrudniejsze, górskie maratony. A w końcu sam startuje w morderczym wyścigu.

Kilka recenzji na temat książki

„ To biegowa wersja Kodu da Vinci i Indiany Jonesa w jednym. Różnica polega na tym, że kiedy już skończysz nic cię nie powstrzyma przed wyruszeniem w trasę i poszukiwaniem własnego skarbu”

Marek Dudziński – Redaktor naczelny magazynu Runners World

„ Ta książka pokazuje, że bieganie to pasja i wielka przygoda trwająca przez całe życie. Pasja, która łączy ludzi niezależni czy żyją w cywilizowanym świecie, czy też niedostępnej meksykańskiej głuszy. Prawdziwa historia która wciąga, bawi i poucza”

Michał Walczewski – redaktor naczelny portalu Maratony Polskie

„ W bieganiu chodzi o to, by cieszyć się każdym krokiem. Urodzeni Biegacze to wspaniała opowieść, która przypomina o tym, że w pogoni za żywcówkami powoli zaczęliśmy zapominać o prawdziwym sensie tej aktywności”

Marek Tronina – Miesięcznik Bieganie

„ Czyta się błyskawicznie ( w tempie biegaczy Tarahumara). Każdy biegacz znajdzie tam fragment własnej historii ( choćby ścięgno Achillesa)Nie-biegacze ruszą ( może nawet w sandałach) w poszukiwaniu Białego Konia. Pasja biegania udzieli się tym, którzy chcieliby wszystko wiedzieć o bieganiu, a boją się zapytać. Ile razy powtórzę jedno słowo „ biegać” Raz! Gotowi… do biegu…start! Warto”

Beata Sadowska dziennikarka TVP2 ambasadorka akcji Polska Biega i Ekobiegi

„Przeprowadziłem na sobie eksperyment. Wszystko przez książkę która w USA została bestsellerem . Kiedy ją czytałem, postanowiłem -na próbę- pobiegać boso”

Tomasz Ulanowski Bosy Maratończyk, Gazeta Wyborcza 15 marca 2010 roku.

Muszę przyznać, że wciąga. Jak przeczytam się odezwę.