Dzisiaj chciałbym jeszcze raz wrócić do tematu wielu niebiegających znajomych, którzy zwykle po informacji o tym, że lubię biegać i zdarza mi się startować w takim czy innym biegu zadają w ich zapewne odczuciu najważniejsze w takim przypadku pytanie: „a który byłeś na mecie, które miejsce zająłeś”. No i kiedy słyszą odpowiedź, że przybiegam zwykle plus minus w środku, a zdarzają się przypadki, że i pod koniec stawki, to robią bardzo zdziwioną minę i natychmiast pada pytanie: „to po co biegniesz, startujesz i jeszcze do tego w niektórych przypadkach płacisz. Przecież to bez sensu”. Nie wiem, czy moje argumenty o walce z samym sobą, swoimi słabościami, czasem nawet czasem ( fajna zbitka słowna) ich przekonują, ale to już bardziej ich, a nie mój problem.

No i właśnie wpis ten prowadzi zdjęcie z zeszłotygodniowego parkrun, gdzie widać tłum biegnących, którzy przede mną w swoim tempie zasuwają. Akurat w przypadku parkrun nikt nie może powiedzieć, że płacę a przybiegam gdzieś tam, razem ze ślimakami, gdyż wiadomo, ze parkrun jest bezpłatny i to jest właśnie taka największa pod względem biegowym chyba obecnie inicjatywa na świecie. I właśnie dzisiaj minęło 15 lat od dnia, kiedy w Bushy Park w Teddington – podmiejskiej dzielnicy Londynu 13 osób pobiegło w inaugurującym cały cykl biegu. Podejrzewam, że nikt z wtedy startujących nawet nie przypuszczał, że są narodziny inicjatywy, która za 15 lat będzie największą światową propmocją biegania. Obecnie parkrun funkcjonuje już 22 krajach, gdzie w około 2000 lokalizacjach spotyka się co sobotę z pewnością dziesiątki, jak nie setki tysiące osób biegających. Myślę, że realna liczba to będzie między 100 a 200 tysięcy osób, które co sobotę się spotykają, tylko po to, by pięć kilometrów na mniejszym czy większym luzie pobiec.

Ja akurat biegnę na luzie i spokoju, nie goniąć się z innymi, a przerabiając klasyka, tak jak w tytule mogę napisać: tłum biegnących przede mną, a ład duchowy we mnie. Co prawda klasyk bardziej do moralności nawiązywał, ale ja wolę już przy duchowości pozostać. Chociaż jakbyśmy chcieli całkowicie Mistrza Immanuela, to w tym przypadku moglibyśmy napisać: sobotnie niebo poranne nade mną, a prawo biegnące we mnie. I już na tym poprzestańmy.