Muszę przyznać, że z ogromny zażenowaniem i niesmakiem przeczytałem informację, że robimy z donosicielstwa bohaterstwo, które zasługuje na nagrodzenie medalem. Wiadomo, o co biega ze sprawą pani Zuzanny Wiewiórki, która doniosła na młodą 17 letnią dziewczynę, że prosi o pomoc w usunięciu niechcianej ciąży. W efekcie rodzice dziewczyny zamknęli ją w domu, a jaki jest dalszy jej los obecnie się milczy. Czy dziewczyna wytrzyma to wszystko, czy nie popełni samobójstwa… o tym się nie mówi. Muszę przyznać, że nagrodzenie za taki czyn jako żywo przypomina mi historie z czasów stalinowskich o dzieciach donoszących na własnych rodziców. Oczywiście w tym miejscu przypomina się czarna legenda Pawlika Morozowa czyli bohatera radzieckiej propagandy.. Jak ktoś nie pamięta o co tam biegało ( jak podaje menway.interia.pl): „Morozow był według sowieckich agitatorów pionierem, który zachował czujność i bohatersko doniósł władzom na własnego ojca, rzekomo kułaka ukrywającego zboże podlegające obowiązkowej rekwizycji. Został on osądzony i skazany na śmierć dzięki zeznaniom swojego syna. Wkrótce po procesie Pawlik oraz jego brat zostali zamordowani, jakoby przez własną rodzinę: dziadka, kuzyna, babcię oraz wuja. Miała to być zemsta za niezłomność ideową. Władze komunistyczne zdecydowały, że sprawę należy wykorzystać propagandowo. Aż do końca istnienia ZSRS Pawlik Morozow był prezentowany jako ideał pioniera. Budowano na jego cześć pomniki, szkoły otrzymywały jego imię, wydawano odznaki i znaczki z jego podobizną.”

W tym momencie porównanie nasuwa się samo. Oczywiście inna skala i inny zakres winy, ale czy pani Wiewiórka nie będzie właśnie naszym odpowiednikiem Pawlika Morozowa? W tym miejscu samo nasuwa się kolejne pytanie. Czy jako państwo chcemy wprowadzać sprawdzone radzieckie wzorce nagradzania za donosicielstwo. Z drugiej strony historia donosicielstwa jak prawie tak stara jak historia naszej cywilizacji. Już w czasach starożytności w czasach grackich czy rzymskich byli ludzie, którzy zajmowali się nią zawodowo. U nas w czasach dominacji radzieckiej także byli ludzie, którzy zawodowo za pieniądze ( i jeszcze w wielu przypadkach łącząc to ze swoją ideologiczną wiarą) zajmowali się tym niecnym procederem. Chętnych do zanurzenia się w problem odsyłam od pozycji Arcimowicz, Bieńko i Łaciak „ Skarżypyty, donosiciele, sygnaliści” https://www.isns.uw.edu.pl/pliki/wydawnictwa/Ksiazka-Skarzypyty-donosiciele-sygnalisci-1.pdf Muszę przyznać, że wydawało mi się, że po zmianach ustrojowych w 1989 roku tamte czasy i zachowania nie wrócą. Ktoś może powiedzieć, że donos w takiej sytuacji to inna sprawa, gdyż działamy dla czyjegoś dobra. Odpowiem krótko jeżeli słyszymy że ktoś planuje odebrać sobie czy komuś innemu życie, generalnie popełnić przestępstwo uderzające w inną osobę, to jak najbardziej rozumiem. Natomiast w sytuacji, która miała miejsce w tym przypadku… dla mnie jest to klasyczny powrót do jakże niechlubnej przeszłości.