Trzeba przyznać, że my biegający mamy jednak w sobie coś z masochistów. Szczególnie widać do było dzisiaj rano. Sobota, godzina szósta dwadzieścia, a ja zamiast spać, jak na tradycyjnie zapracowanego człowieka przystało zrywam się z łóżka i po cichutku, by nikogo innego w domu nie budzić po porannej toalecie, zjedzeniu czegoś na szybko, wyprowadzeniu psa, szybkiemu odzianiu w biegowe ciuchy wyrywam się z domu by na Cytadelę zdążyć. A żeby było jeszcze mało, po paru dniach, kiedy zima temperaturą nas rozpieszczała, dzisiaj postanowiła o sobie przypomnieć. No i kiedy wychodziłem z domu na termometrze było minus osiem, czyli z pewnością nie była to temperatura zachęcając do ruszenia się z domu, bez jakiejś konkretnej, wyższej potrzeby.

Pytanie, czy bieganie jednak nie jest wyższą potrzebą mogłem sobie zadać przed startem na Cytadeli widząc klasycznie rozgrzewające się koło 200 osób. Wyobrażacie sobie? Biorąc pod uwagę wolny dzień i poranną godzinę, czyli niemal środek nocy, to tego temperatura taka, że tylko zaśpiewać głębokim basem albo sopranem ( kto czym woli) „hu hu ha, hu hu ha, nasza zima zła”, a mimo to 195 osób postanowiło wbrew zdrowemu rozsądkowi przybyć dzisiaj na Cytadelę, by jak co tydzień głupie pięć kilometrów się przebiec. No, ale my masochiści rano przybyliśmy i co ciekawe nie tylko z naszego miasta. Mieliśmy nawet gościa w Wysp, który już zupełnie nie wiadomo dlaczego i jaki cudem także z nami postanowił pobiec. Myślę, że jednak my biegnący to jedno. Oczywiście można napisać, że masochiści, świry i ogólnie trudni do zrozumienia przez normalnych, cywilizowanych ludzi, no ale jeszcze jakoś możliwie akceptowalni. Bo biegają, jest taka moda, a ze w nieludzkich warunkach, to i tak w porównaniu z morsami czy innymi takimi są szczytem normalności. Jednak jak zrozumieć tych organizatorów, a już szczególnie wolontariuszy, którzy zupełnie nic z tego nie mają, (tyle że tyłki im zmarzną), a mimo to i tak co tydzień przybywają, by pomóc nam tupwariatom. Tym bardziej, że w przypadku parkrun, sami organizatorzy także z tego, że przychodzą nic nie maja, po za tym, że na zrobią dobrze. Pełen podziw i uznanie. Ile to trzeba mieć w sobie siły i samozaparcia, by tak za free w sobotę rano, jakby nie patrząc pewną formę pracy realizować