Tak jak wczoraj zakończyłem, tak zgodnie z zapowiedzią, chciałbym dzisiaj kontynuować wczorajszy temat, ale już z trochę innej perspektywy. Można napisać, że już z takiej perspektywy tradycyjnej w rozumienia określenia zdrady. Czyli nie w relacjach nas z nami, kiedy „zdradzamy” jedną pasję np. na inną, czy na generalnie nic nie robienie i na całkowity tumiwisizm, tylko w takiej tradycyjnej negatywnej zdradzie miedzy partnerami. Oczywiście nie piszemy tutaj o układach obowiązujących między swingersami i innymi takimi lubującymi się w wymianie partnerów czy układach szerszych niż jeden na jeden, ale o takich negatywnych i bardzo raniących drugą połowę związku wyskokach.

No i tutaj musimy zacząć od tradycyjnego pytanie: czy bieganie jednej połowy może doprowadzić do zdrady jednego z partnerów. Czy możemy powiedzieć właśnie o zdradzie z powodu biegania. Oczywiście, że może i może dotyczyć to obu stron, zarówno tej biegającej, jak i nie biegającej. Osoba, która biega może napotkać na trasie osobę przeciwnej płci, gdzie w obu przypadkach zapłonie ogień i łącząca ich pasja stanie się mostem, który połączy ich fizycznie. Bo zaczną coraz częściej zaczną się na różnych biegach raz przypadkiem, potem specjalnie spotykać, rozmawiać ze sobą, aż w końcu wcześniej czy później przekroczą granicę, której nie powinni przekraczać. Po drugiej stronie mamy partnera, czy partnerkę która czy który zostali w domu, siedzą, czekają, nudzą się, bo nie mają co robić, a partner czy partnerka zamiast być przy boku, jak przed ołtarzem przysięgali biegają gdzieś po całym kraju, albo i zagranicę wyjeżdżając czasem i na całe weekendy. I taka osoba także może poznać zupełnie przypadkiem kogoś innego, może także partnera czy partnerkę jakiegoś biegacza i biegaczki i tak narzekając to na jedną to na drugiego między nimi też może wcale nie biegowy ogień zapłonąć. No i wraca takie biegacz do domu, a okazuje się, że nie może przejść przez drzwi, bo rogi o framugę haczą.

Zresztą napiszmy sobie szczerze, to czy zdradzamy czy też tego nie robimy wcale nie ma nic wspólnego z naszymi pasjami, które mamy tylko z charakterem. Jeżeli monogamia jest naszym stylem życia, to zawsze będziemy wierni, a nasza pasja dodatkowo nasze małżeństwo będzie wspomagała. Bo po biegach, kiedy stęsknieni wrócimy i rzucimy się w ramiona naszej lepszej lub gorszej połówki, to ogień taki zapłonie, że erupcja Wezuwiusza zmieniająca na popiół Pompeje będzie tylko mdłym płomykiem na wietrze. I nie tego nie zmieni, a trwałość związku będzie niczym nawet delikatnie nie poruszona. No, ale jeżeli mamy naturę, która nie potrafi w wierności tkwić, to nic takich osób nie powstrzyma przed skokiem w bok. I można robić wszelkie blokady, podchody, stawiać zasieki, barykady, a i tak w bok skoczy.

Dlatego też stwierdzenie, że to przez bieganie jakiś związek się rozpadł, czy też nastąpiła wybaczona zdrada, tak naprawdę nie jest prawdziwe. Gdyż to nie bieganie, ani żadna inna pasja jest powodem zdrady, tylko charakter osoby, która taką zdradę robi. Jakie wyjście z sytuacji? Jeżeli nie uznajemy skoków w bok, to nie łączyć z osobami o charakterze macho czy vampa, bo to nie ma prawa wypalić. Zawsze osoba zdradzona będzie cierpiała, no chyba że z miłości będzie to akceptowała.