Przyznam szczerze na początku chciałem napisać „ biegowej mocy”, ale myślę, że w moim przypadku jest to określenie zdecydowanie na wyrost, dlatego wolę się zatrzymać na „gotowości biegowej”.

No, ale od początku. Ostatnie dwa lata moje bieganie było na poziomie nawet nie człapania, ale pełzania. Może jedynie poza zeszłorocznym maratonem, kiedy troszeczkę bardziej postarałem ( ale też niewiele bardziej), to było dno i 6 metrów mułu. Dosyć napisać że tygodniowo razem z parkrun biegałem między 30 a 40 kilometrów, czyli kaplica w całkowitej ruinie na zapuszczonym i opuszczonym cmentarzu. Troszkę poprawiłem się przed zeszłorocznym maratonem, ale nie była to jakaś godna poprawa ot może między 40 a 60 kilometrów tygodniowo. No i potem maraton się jakoś doczołgało do mety, ale czas na poziomie ponad 5 godzin nie jest powodem do radości. O chwale to nawet nie pisze, bo w moim przypadku jest to w ogólnie nie możliwe, ale poziom tak między 4 a 4,30 jest taką moją formą przyzwoitości. Natomiast wynik zeszłoroczny na poziomie 5.15 to jest ok pomilczę… ważne, że dobiegłem, a w zasadzie raczej się doczołgałem.

Dlatego też w tym roku całkowicie zmieniłem mój system przygotowania. Tyle, że nie rzuciłem się od raz z poziomu 30-40 kilometrów tygodniowo na 70-90, tylko systematycznie z miesiąca na miesiąc podbijałem biegową stawkę. I tak w czerwcu było to 40-50, w lipcu 50-60, w sierpniu 60-70, a pierwszy tydzień września zakończyłem na poziomie koło 85 kilometrów. Wczoraj nie wziąłem endomondo na parkrun ale to była 5 plus powrót między 8 a 10 czyli 13-15 kg, więc tygodniówka wybiegnie 85-87, ale wolę podać mniej niż więcej. W przyszłym tygodniu znowu planuję podbicie o parę kilometrów, a jeszcze w kolejnym dorzucenie w niedzielę 30-tki. Oznacza to, że w maksymalnie obciążonym tygodniu ponad dziewięć dych powinno być na rozkładzie. Tyle, że wolę nic oficjalnie nie zakładać, bo diabli wiedzą, co mi moja fantazja w czasie trwania treningu podpowie. Do tego trzy razy w tygodniu wstawiane w trening przebieżki, rytmy, zwał jak zwał, ale sprowadza się do 10 szybszych odcinków przedzielonymi 10 wolniejszymi na takim samym mniej więcej dystansie. A wszystko to w mniej więcej połowie treningu.

Mogę napisać, że w tym roku spokojnie, zgodnie z tym co mi fantazja podpowiada przygotowuje się to najważniejszego w tym roku startu. Jak to się zakończy nie mam pojęcia, ale praca treningowa w najlepsze wre.