Trudno obecnie oderwać się od tematu, który bez wątpienia większość z nas w dużej mierze dotyka. Nie da się ukryć, że tak lobbowane i wręcz pielęgnowane ze wszystkich stron przez wielu hasło: zostań w domu i mu podobne, dla wielu z nas stanowi albo tragedię, albo w najlepszym wypadku poważne utrudnienia. Bo jak inaczej nazwać sytuację około 2 milionów Polaków, które w powodu obecnej sytuacji stracą pracę. Na pytanie czy można było zrobić coś lepiej i jak oceniamy działania Rządu w zakresie wsparcia nas w tej sytuacji odpowiemy z pewnością przy urnach podczas najbliższych wyborów i prezydenckich, oraz co najważniejsze przyszłych parlamentarnych.

Ja na szczęście i na razie tfu odpukać mimo że działam w bardzo narażonej na obecne ciosy branży jak na razie jeszcze trzymam się jeszcze na powierzchni. Jestem co prawda zmuszony do pracy zdalnej w domu, ale ma to też jakiś dodatkowy urok. Owszem siedzenie w domu w jednym miejscu plus minus 8 godzin i normalna praca ma wpływ z lekka frustrujący, ale ma też pewne plusy. Najważniejszym oczywiście jest to, ze nie tracimy dziennie kupy czasu na dojazdy w tą i z powrotem. Wstajemy jemy śniadania, uruchamiamy kompa i już jesteśmy w pracy. Jak to się mówi: cyk i jest. No, a kiedy zrobimy wszystko, co na dany dzień było zaplanowane, wstajemy, rozciągamy się…i już jesteśmy w domu, a nie w biurze. Następnie nie tracąc czasu na dojazdy do domu szybkie przebranie i można iść biegać. I co najważniejsze nie tylko biegać. Mając taki zapas czasowy, jakiego nigdy praktycznie wcześniej nie było, możemy go wykorzystać na swoje własne dodatkowe aktywności. Ja akurat do biegania dorzucam około 30 minut, może 40 dodatkowych, ekstra ćwiczeń ogólnorozwojowych. I muszę przyznać, że czuję zdecydowaną różnicę. Co prawda może nie w czasach biegowych, bo jak widziałem dzisiejsze wyniki wrzucane na MCBN, no to chociaż wydawało mi się, że mój wcale nie był taki zły, to jednak parę osób już mnie zakasowało. A ile jeszcze zakasuje, to wolę nie myśleć. Z drugiej strony nigdy nie byłem typem szybkobiegacza, raczej tuptacza i to się nie zmieniło. No może jestem trochę lepiej ogólnie rozwiniętym tuptaczem. Ale zawsze tylko tuptaczem

Na podsumowanie, mimo że jakieś plusy obecnej sytuacji mogę niby znaleźć, to jednak nie jestem typem Pollyanny i głośno krzyczę: chcę do normalności. Ale niestety normalność spie…la tak szybko, że za cholerę nie mogę jej dogonić.